Do późnego wieczora śledziłem doniesienia o wyborach w HIszpanii. Po pierwszym smutku łudziłem się nadzieją, że jednak prognozy przy tak wyrównanej stawce są błędne i rzeczywiście w miarę napływania danych przewaga socjalistów spadła poniżej 170 mandatów, ale jednak ostateczne wyniki potwierdziły przegraną prawicy.
Sam nie wiem czemu los tego kraju tak szczególnie mnie porusza. Jak każdy Polak zmuszany do nienawiści przeciw gen. Franco pałam do niego sympatią, pogłębioną późniejszą lekturą, wprawdzie niesystematyczną, ale pozostawiającą nieodparte przekonanie o słuszności wyborów generała. Ponadto z Hiszpanii i św. Ignacy i św. Teresa i św. Josemaria. Poczynania Zapatero wywoływały moje zdumienie i obrzydzenie swoim diabelskim cynizmem. Tu nie chodzi o poglądy lewicowe, libertyńskie, czy liberalne, to uderzanie we wszystko czego broni chrześcijaństwo zakrawa na jawną konfidencję z diabłem. I tu pojawiają się pytania, pytania nie do rozstrzygnięcia. Czy gen. Franco popełnił jakiś błąd, że społeczeństwo tak szybko odeszło od wartości których on pieczołowicie i wydawałoby się skutecznie strzegł, czy też wściekłość międzynarodówki socjalistycznej (nazwa umowna) po przegranej wojnie domowej spotęgowała obecnie dążenia do sekularyzacji Hiszpanii. Czy nie było kunktatorstwa hierarchii kościelnej, a potem zbytniej ugodowości Aznar u podstaw obecnych sukcesów socjalistów. Oni wzorem bolszewików wolni od zahamowań budują nowe społeczeństwo, nowego człowieka, a są mistrzami w inżynierii dusz podczas gdy prawicowcy pełni wewnętrznej cenzury obawiali się przewistawić się mediom i międzynarodówce liberalnej.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz