wtorek, 29 kwietnia 2008

Nowi rycerze

W ostatnią sobotę przeżyliśmy obfitość uroczystości religijnych dużej rangi. W Gdańsku odbywał się ingres arcybiskupa Głodzia, przyznać należy, że ABp Gocłowski podwójnie nie pokazał klasy. Raz gdy w sposób nie znamionujący godności składał donos na swojego następcę i tolerował podobne praktyki ze strony innych (kuriozalny występ w TVN i milczenie w obliczu służalczych hołdów) i drugi raz, gdy zorientowawszy się w porażce skwapliwie polecał nowego gospodarza, który w końcu zdecyduje o losie i kwaterze abp seniora. W Poznaniu uroczystości ku czci św. Wojciecha, słusznie zauważone przez media. Może najmniej dostrzeżone były częstochowskie uroczystości Zakonu Bożego Grobu z doroczną inwestyturą nowych rycerzy odbywające się w kościele św. Wojciecha. Podtrzymano kilkuletnią praktykę przyjmowania ok. dwudziestu nowych członków. W tym roku były to trzy damy, sześciu duchownych, dwunastu kawalerów. Obrzęd czuwania, w piątek prowadził bp Wątroba, a samo przyjęcie bp Piotr Skucha, konfrater zakonu, prowadzący i wcześniejsze inwestytury.
ELitarny charakter zakonu utrzymywany przez wysokie kryteria przyjęcia, przede wszystkim świadectwo życia weryfikowane opinią proboszcza, biskupa i prymasa, szczegółowym życiorysem i w końcu osobistą zgodą Wielkiego Mistrza zakonu kard. Foleya wchodzi w dysonans z pragmatycznym zadaniem jakim jest pomoc materialna chrześcijanom w Ziemi Świętej. Obecne przeciętne zobowiązanie członka zakonu w wysokości ok 100 Euro rocznie to kropla w morzu wołających potrzeb, zwiększonych zwłaszcza w ostatnim czasie co podkreślał w dramatycznym wezwaniu Zwierzchnik prof. Wojtczak.
Świetna organizacja uroczystości uwzględniała również świeckie potrzeby duchowe, chociaż nie wszystkim przypadł do gustu I kwartet smyczkowy M. Góreckiego. Ale wykonawcy z kwartetu Quadro Stationi spisali się wyśmienicie.
Szeroko komentowano brak zgody (przeora Jasnej Góry?) na udział rycerstwa w płaszczach na piątkowym apelu jasnogórskim. Rycerze przegrali z pielgrzymką studentów. Stawili się zatem w komplecie w cywilu stanowiąc sporą grupę wiernych, i nawet wspomnianu o ich obecności, choć wstydliwie i na samym końcu. Zazdrość zakonników bezmieczowych?

poniedziałek, 21 kwietnia 2008

Ofensywa papieska

Zakończyła się wizyta papieska w Stanach Zjednoczonych. Na bieżąco komentowała ją telewizja EWTN i co miłe, stałym uczestnikiem w studiu był x. Neuhaus, znany konwertyta i wydawca "First Things". W Polsce, katolickim kraju, można jedynie zatęsknić za kapłanem, który występowałby w mediach i zajmował jednocześnie tak pryncypialne stanowisko np. w sprawie liturgii. W odróżnieniu bowiem od księży polskich niektórzy księża amerykańscy przeczytali widać "Ducha liturgii" i ostatnią encyklikę "Spe salvi" Niestety,nawet telewizja Trwam i Radio Maryja dramatycznie zaniedbują ten obszar życia religijnego. A oto, jak rozpoczyna się komentarz x. Neuhausa, po Mszy w Bostonie będącej najgorszą wizytówką dla grup wiernych zaangażowanych w jej przygotowanie, z żałosnym śpiewającym unisono chórem, z amatorskim latynoskim zespolikiem przekrzykującym bębny i gitary, z wyśpiewującymi w tonacjach wschodnich Wietnamczykami, Tajami i innymi: "Czwartkowa Msza Święta zaznajomiła Ojca Świętego z estetycznym cierpieniem jakiego doznają wierni w Ameryce...W każdym razie można stwierdzić, że w sposób zupełnie zdumiewający, przebieg Mszy Św. ignorował, bądź podważał wszystko co Ojciec Św. dobitnie na ten temat pisał."
Z drugiej strony trochę denerwujący był ten amerykański egalitaryzm, niezauważany przez samego x. Neuhausa, gdy konsekwentnie nie przyklękano przed papieżem, a całowanie w pierścień mętnie tłumaczono jego szacownym pochodzeniem od Św. Piotra, jakby z obawy, że pochylenie się przed Następcą Apostołów zostanie uznane za kult osoby Józefa Ratzingera. Paradoksalnie w tym równym społeczeństwie niektórym osobom przyznaje się przymioty niemalże boskie, np. tenorowi Placydowi Domingo, który uratował pionowy porządek doczesny, gdy rymnął przed papieżem na kolana i pocałował go w pierścień wcześniej odśpiewawszy Panis Angelicus.
Martwiło też udzielanie, także przez papieża, Komunii Św.na rękę i na stojąco. Wyznaczony do pateny ksiądz stał długo bezczynnie, gdyż ledwie co dziesiąty przyjmował do ust. Już nie zgina się kolano na Imię Jezus, którego apoteoza tak majestatycznie zdobi strop kościoła Il Gesu w Rzymie.

wtorek, 8 kwietnia 2008

To nie jest film dla młodych, ani dla starych ludzi

No Old Men Country.
Po nagrodzie Nobla dla Szymborskiej szydził Michalkiewicz, że to już za takie pimpoletki dają Nobla. Po oskarze dla "Milczenia owiec" zdumiewał się człowiek temu zamiłowaniu do grozy i ohydy. Teraz kolejny "obraz" fetowany jako arcydzieło. "To nie jest kraj dla starych ludzi". (Siedem wyrazów tłumaczenia czterowyrazowego tytułu). Jako człowiek, któremu zdarzyło się widzieć śmierć powinienem lżej podejść do tej opowiastki, ale nie, bezsensowna groza, ohyda duszny pesymizm tego filmu nakazuje podjąć pytanie o kierunek sztuki, sztuki filmowej w szczególności, o cel, ku któremu zmierzają ludzie współcześni, o porządek świata.
Przedłużona, okrutna scena pierwszego zabójstwa wyzwala pytania jeszcze bardziej podstawowe. Czy dobrze jest, że staliśmy się ludźmi "widzącymi". Jeszcze kilkadziesiąt lat temu obejrzenie zabójstwa dane było nielicznym: żołnierzom, jakiejś ograniczonej liczbie świadków, uczestnikom tragedii. Były to często sytuacje, w których zmarły miał historię, a jego śmierć stanowiła pustkę dla bliskich. Zresztą podobnie było z aktem płciowym, kto poza nielicznymi podglądaczami, widział cudze zbliżenia. Teraz można zobaczyć wszystko. Powątpiewam, że człowiek ma taką potrzebę. Sztuka filmowa ma zamiar coraz bardziej "pokazywać". Coraz mniej miejsca na wyobraźnię, coraz usilniejsze wrażenie wdrukowywania emocji, obrazu i pojmowania świata.
Jest zło, nie ma dobra. Taka jest treść przekazu.
Ale najsmutniejsza, najbardziej przygnębiająca, jest egzystencjalna, bełkotliwa ocena idących czasów dokonana przez zmęczonego życiem szeryfa. Reprezentując zagubionego człowieka zachodu przekonał mnie, jak niewiele współodczuwania łączy mnie z duszą przedstawiciela nowożytnej cywilizacji. Czuję się jakbym stał w jednym szeregu razem z Rzymianami, Grekami, pierwszymi Słowianami, społeczeństwem Średniowiecznym, polskimi powstańcami, szlachtą, chłopami, ofiarami ginącymi w obu wojnach światowych, Polakami gnębionymi przez komunizm, chrześcijanami z całego świata wobec ludzi już nie czujących, wszystkowiedzących, znudzonych, zobojętniałych. Których już nie sposób zrozumieć. Jakby z innej kultury. Wrażenie podobne do tego po filmie "Wiosna, lato, jesień, zima, wiosna"
Jeśli po tym filmie nie mamy pozostać obezwładnieni i gorsi, to musimy mocno przepracować to co nam przedstawiono.

wtorek, 1 kwietnia 2008

O służbie zdrowia

Wczoraj debata telewizyjna o pomysłach Platformy na służbę zdrowia.
Potwierdziły się moje dawne obserwacje, że problem jest bardzo hermetyczny i mało kto spoza branży widzi szeregi uwarunkowań. Przyszło trzech panów, którzy głosili anachroniczne poglądy o zbyt dużej liczbie szpitali w Polsce, za małych powiatach, złych menadżerach. Na moje pytanie na czym polegają nieszczelności polskiego systemu ochrony zdrowia i czy są one większe, czy mniejsze niż w innych krajach wzruszali ramionami. Jako przeciwnik Platformy życzę im, aby przejechali się na próbie reformy, jako człowiek siedzący w środku systemu, chcałbym aby go naprawiono wszystko jedno czyimi rękami. Mam jednak pewność, że wydarzenia zapowiadają ten pierwszy scenariusz.
Trzy idee Platformy to uszczelnić, zorganizować, dofinansować (kolejność nieprzypadkowa).
Co do uszczelnienia to diagnoza nieszczelności bazuje raczej na intuicjach polityków zdrowotnych a nie na wiarygodnych badaniach. Muszę z satysfakcją przyznać, że PiS zdefiniował szereg potencjalnych nieszczelności i wcale dużo kontrakcji przeprowadził jak np. spektakularne (i niekiedy denerwujące) akcje antykorupcyjne, prawo farmaceutyczne porządkujące cały szereg zjawisk w gospodarce lekowej, regulacja lobbingu. Wprowadzanie spółek prawa handlowego do sektora ochrony zdrowia dopiero zaowocuje licznymi nieszczelnościami, jak wszystko co jest stykiem prywatnego z publicznym.
W sferze organizacji jako najbardziej uciążliwe można oceniać nasilające się zjawisko konfliktu pomiędzy dobrem pacjenta a dobrem firmy, gdy lekarz, czy pielęgniarka powstrzymują się prze drogą procedurą diagnostyczną lub terapeutyczną wystawiając na hazard dobro, którego powinni strzec. Wprowadzenie spółek, a zwłaszcza prywatnych właścicieli poszukujących zysku w dywidendach na pewno nie osłabi tych konfliktów, a jeszcze je spotęguje. Tak myślę, że dobrze zorganizowany system ochrony zdrowia to taki w którym dbanie o dobro pacjenta wpływa pozytywnie na sytuację firmy. Tylko jak stworzyć taki system.
w końcu dofinansowanie. Premier Tusk zlekceważył, czy wręcz pogwałcił ustalenia białego szczytu rekomendującego wzrost stawki na ubezpieczenie zdrowotne odliczanej od podatku, tak aby osiągnąć 6 % PKB. Jego obietnica 1 % nieodliczanego wzrostu w roku 2010 to za mało, za późno, złym sposobem. Ten ostatni fakt utwierdził mnie w poglądzie, a nieprzekraczalnej skazie myślenia doktrynalnie liberalnego u Tuska. On nie zdoła naprawić ochrony zdrowia.